Choć wielu restauratorów w obliczu zagrożenia epidemiologicznego zamyka lokale dla gości i oferuje posiłki na wynos czy dowóz, to właściciele sieci Mihiderka zdecydowali o całkowitym wyłączeniu się z publicznej przestrzeni. – Robimy to w trosce o naszych klientów i pracowników. Jedzeniem, które nam zostało, chętnie się podzielimy – tak tłumaczą swoją decyzję.
Mihiderka® to polska sieć restauracji oferujących wyłącznie dania kuchni roślinnej, niskoprzetworzone, niesmażone. Istnieje od listopada 2015 roku. Z obecnych dziesięciu lokali, sześć jest zlokalizowanych w centrach lub galeriach handlowych (Arkady Wrocławskie, Galeria Jurajska, M1 Zabrze, Galeria Katowicka, Galeria Libero, Gemini Park Tychy), a cztery to lokalizacje przyuliczne (Gliwice, Wrocław, 2x Kraków).
– Zdecydowaliśmy się zamknąć wszystkie nasze lokale (czyli też te poza galeriami), żeby nie narażać naszej ekipy na transport i przebywanie w zamkniętych pomieszczeniach. Ta trudna dla nas decyzja podyktowana jest również troską o klientów. W obliczu ogromnego zagrożenia, jakim jest pandemia, nie chcemy narażać ani ich zdrowia, ani życia – mówi Dorota Krysińska, współwłaścicielka sieci. – Od początku istnienia naszej restauracji, opartej na kuchni roślinnej, chcieliśmy przekazać naszym klientom, że to, co zamawiają w restauracjach, ma również wpływ na środowisko i planetę. Dlatego też teraz nie możemy zachować się inaczej.
Dlaczego Mihiderka nie będzie realizować dowozów jedzenia, wykorzystując tym samym sposób na przetrwanie trudnego okresu?
– Dowozy jedzenia również są obarczone ryzykiem. Kontakt kuriera z klientem może być tragiczny w skutkach dla obu stron – mówi przedstawicielka sieci. – Przy tak nieprzewidywalnej sprzedaży nie chcemy marnować jedzenia.
W restauracji pozostały jednak zapasy. Zostaną one przekazane na oddziały zakaźne szpitali w Bytomiu i Chorzowie oraz do Wrocławia (personelowi izby przyjęć).
– Jedzeniem, które jeszcze zostanie w spiżarniach Mihiderek, podzielimy się z naszą ekipą, sąsiadami i osobami w podeszłym wieku. Musimy przetrwać ten trudny czas. Wszystkim życzymy spokoju i zdrowia – mówi Dorota Krysińska.
– Zdecydowaliśmy się zamknąć wszystkie nasze lokale (czyli też te poza galeriami), żeby nie narażać naszej ekipy na transport i przebywanie w zamkniętych pomieszczeniach. Ta trudna dla nas decyzja podyktowana jest również troską o klientów. W obliczu ogromnego zagrożenia, jakim jest pandemia, nie chcemy narażać ani ich zdrowia, ani życia – mówi Dorota Krysińska, współwłaścicielka sieci. – Od początku istnienia naszej restauracji, opartej na kuchni roślinnej, chcieliśmy przekazać naszym klientom, że to, co zamawiają w restauracjach, ma również wpływ na środowisko i planetę. Dlatego też teraz nie możemy zachować się inaczej.
Dlaczego Mihiderka nie będzie realizować dowozów jedzenia, wykorzystując tym samym sposób na przetrwanie trudnego okresu?
– Dowozy jedzenia również są obarczone ryzykiem. Kontakt kuriera z klientem może być tragiczny w skutkach dla obu stron – mówi przedstawicielka sieci. – Przy tak nieprzewidywalnej sprzedaży nie chcemy marnować jedzenia.
W restauracji pozostały jednak zapasy. Zostaną one przekazane na oddziały zakaźne szpitali w Bytomiu i Chorzowie oraz do Wrocławia (personelowi izby przyjęć).
– Jedzeniem, które jeszcze zostanie w spiżarniach Mihiderek, podzielimy się z naszą ekipą, sąsiadami i osobami w podeszłym wieku. Musimy przetrwać ten trudny czas. Wszystkim życzymy spokoju i zdrowia – mówi Dorota Krysińska.
Poniżej link do posta napisanego przez pielęgniarkę z Chorzowa: